niedziela, 12 stycznia 2014

dzień dwunasty

Coelho ''W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.''
jutro czeka mnie taka walka.

sobota, 11 stycznia 2014

dzień jedenasty

brak sił. są momenty kiedy mam już wszystkiego dość. natłok wiedzy bywa nie do zniesienia. na większości przedmiotów, które człowiek pochłania a są grożące jego życiu lub zdrowi znajdują się zalecenia w jakiej ilości dawkować, w jakich odstępach czasu, od jakiego wieku. w przypadku wiedzy, którą codziennie musimy w siebie wtłaczać nie ma żadnych złotych recept. a przecież i to można przedawkować.

piątek, 10 stycznia 2014

dzień dziesiąty

 Jeśli zechcesz kiedyś odejść zrób to po cichu. Nie podawaj mi powodów. I tak niczego nie zmienią. Nie chcę wiedzieć, że byłam okrutna albo kochałam za bardzo. Że w czerwonej sukience wyglądam lepiej niż w dżinsach. Że kochałeś mój uśmiech, ale ci się znudził. Nie chcę znać setki powodów dla których ze mną byłeś ani tego jednego, przez który odchodzisz. I nie trzaskaj drzwiami. Nie odwracaj się za siebie. Jeśli postanowisz odejść, zrób to. Ja zaakceptuję twój wybór tak jak akceptuję pory roku. I choć będzie mi przykro, że lato się kończy to pozostanę z nadzieją, że po nim przyjdzie złota jesień. I nawet jeśli kiedyś zatęsknię albo zapłaczę to ty nigdy się o tym nie dowiesz. Jeśli postanowisz odejść to idź, ale nigdy nie wracaj. Serce, które pękło nigdy się już nie sklei. Dlatego zanim to zrobisz, przemyśl, bo nie będzie powrotu. 

czwartek, 9 stycznia 2014

dzień dziewiąty

Moje marzenia też zawsze ktoś starał się ośmieszyć, udowodnić mi, że ich spełnienie jest niemożliwe. Kiedyś takim ludziom wierzyłam. Robiłam to co inni uważali za stosowne. Aż w pewnym momencie powiedziałam ‘dość’. To moje życie i przeżyję je po swojemu. Nie odejdziesz z tego świata za mnie, więc dziś nie mów mi co mam robić, jaka mam być. Jak mam żyć. Pozwól mi popełniać błędy, odnosić sukcesy. Smakować życie. Pozwól mi przeżyć te wszystkie rozczarowania, oczekiwania, nadzieje, spełnienia. I kiedy znów stwierdzisz, że nie powinnam tak żyć, że do niczego nie dojdę… spójrz na siebie. Twoje życie pewnie też ułożył ktoś inny. Jesteś z niego dumny? Zdobyłeś te wszystkie szczyty, o których kiedyś marzyłeś, czy do dzisiaj stoisz pod zboczem góry bojąc się na nią wejść. Przecież to takie niepewne. Niebezpieczne. Można spaść, złamać sobie nogę czy kark, w najgorszym wypadku zginąć. Ale dla mnie życie płynące pod górą jest jak ta śmierć, której tak się boisz. Nigdy nie zobaczysz jak wygląda świat z wysokości iluś tam tysięcy km nad poziomem morza. Ale zawsze możesz mi powiedzieć, że byłeś nad morzem (poziom zero) i to ci wystarcza. Masz do tego prawo. Twój wybór. Ale nie wmawiaj mi, że mnie też to zadowoli, że będę wówczas w pełni szczęśliwa. Ja potrzebuję adrenaliny. Niepewności jutra. Nie chcę robić tego co każdy. Mieć ciepłej posadki gdzieś w jakimś biurowcu. Nie chcę kończyć modnego kierunku studiów tylko dlatego, że zdaniem jakichś socjologów czy innych znawców tematu w tym zawodzie na pewno znajdę dobrą pracę i otrzymam pensję, za którą może choć raz w roku wyjadę na wczasy za granicę. Nie chcę iść drogą, którą gna większość. Raz już szłam taką ścieżką zwiedzając jaskinię. I wiesz co najbardziej mnie wkurzało? Że nie wiedzę co jest przed mną, że poza wolnym tempem i pleców innych ludzi nic więcej nie jestem w stanie dostrzec. Strasznie mnie to wkurzało. Wyprzedziłam wszystkich i dopiero mogłam cieszyć się widokiem tych skał. Wcześniej było te nierealne. Wiesz co wtedy zrozumiałam? Po pierwsze, że nie cierpię ciasnych pomieszczeń i nie chcę więcej wchodzić do tego typu jaskiń. Po drugie, że nie chcę by to ktoś inny narzucał tempo mojego życia i mówił mi na co mam patrzeć, co jest ważne. Nie chcę robić tego co ktoś inny uznał za słuszne. Wolę iść swoją nieprzetartą drogą. Chcę poznawać widoki, których inni nigdy nawet nie zobaczą, bo będą bali się wejść na ścieżki nigdy nie uczęszczane. Ty rób jak uważasz, nie mogę mówić ci jak masz żyć, ale jedyne czego ci życzę to to byś żył pełnią życia, nie bał się gnać do przodu, nie bał się ryzyka. Nie robiąc nic albo robiąc to co ktoś inny uważa za słuszne też ponosisz ryzyko. Ryzykujesz stracone dni, miesiące, lata, czasami całe życie. I nie możesz mieć pretensji do nikogo. Miałeś wybór. Słuchać głosu serca lub dobrych rad wszystkich wokół. Bądź odważny, idź śmiało do przodu i zdobywaj szczyty, o których innym nawet się nie śniło. Pokaż samemu sobie na co cię stać. 

środa, 8 stycznia 2014

dzień ósmy

pozwól żyć innym ich marzeniami. nie depcz ich bezczelnie i bezlitośnie każdego dnia. wydaje ci się coś nierealne, ale czy większość rzeczy, z których na co dzień korzystasz były kiedyś realne? a jednak powstały. dlatego nie odbieraj ludziom marzeń. nie wiesz czy na pewno kiedyś się nie ziszczą. każdy ma swoją rolę na tej ziemi, każdy ma jakiś cel. to, że coś dla ciebie jest głupie nie oznacza, że innemu się nie spodoba. dlatego nie zabijaj w ludziach tej cząstki wiary. wiary w lepsze jutro. w swoje możliwości. czasami to jedyne co człowiek ma, czasami tylko dzięki temu jest w stanie znieść codzienność. bo wierzy, że kiedyś wszystko się zmieni, będzie inaczej. lepiej. 

wtorek, 7 stycznia 2014

dzień siódmy..

i jeśli twoje zdanie różni się od mojego to nie znaczy, że cię nie kocham. po prostu w tym aspekcie myślę inaczej. to, że znów zrobiłam coś nie po twojej myśli, nie oznacza, że się z tobą nie liczę tylko żyję swoim życiem. możesz mi radzić gdy pytam cię o zdanie i gdy nie chcę go znać, ale nie możesz mieć pretensji, że robię tak jak uważam.

zawsze słucham cię uważnie, staram się przemyśleć twój punkt widzenia, ale potem odzywa się cały mój bagaż doświadczeń, wspomnień, nadziei i marzeń. i ta cała mieszanka pozwala mi dokonać wyboru. nie jest on przeciwko tobie, ja jedynie nie chcę żyć na przekór sobie. 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

dzień szósty...

stale trzeba coś robić, gdzieś iść. wciąż jest tyle jeszcze do zrobienia. kiedyś człowiek miał czas na wszystko. dziś musi wybierać co zrobi, co zobaczy, z czego jest w stanie zrezygnować. tak, rezygnować trzeba coraz częściej, z coraz większej ilości rzeczy. wmawia się nam, że nie ma czasu na wszystko, że są rzeczy ważne i ważniejsze, że tylko ten kto to zrozumie ma szansę przetrwać. ba! ma szansę wygrać w tym pędzie donikąd, w tej walce o nic. 
bo tak naprawdę niewielu z nas widzi sens tego co robi, niewielu jest w stanie powiedzieć, że cieszą się, że ich życie wygląda właśnie tak. większość woli się nad tym nie zastanawiać. dawno już porzucili marzenia, dawno już zapomnieli czego pragną. dziś jedyne czego chcą to przetrwać. i tak każdego dnia od nowa wstają, by walczyć o nie swoje marzenia. darzą innych złością, katują nienawiścią, zawiścią. bo jak to ktoś inny ma lepiej, dlaczego jemu się udało. na pewno kradł, kłamał, miał znajomości przecież inaczej do niczego by nie doszedł. 
każdego dnia od nowa odgrywają swoje stałe role. znają już je doskonale, tyle lat ćwiczeń. w końcu osiągnęli niechlubną perfekcję. i tak codziennie zakładają maskę, by nikt nie zauważył kim są naprawdę. najgorsze jest to, że oni sami już tego nie wiedzą. to co kiedyś zakładane na chwilę, dziś stało się prawdziwą twarzą. przecież z czegoś trzeba żyć, trzeba jakoś sobie w życiu radzić. tylko czy takie życie warte jest przeżycia? 
nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy przestali już wierzyć, przestali chcieć. pogodzili się z własnym losem, twierdząc, że na inny nie zasługują. a gdy powiesz im, że to nieprawda, że mogą jeszcze wszystko zmienić patrzą na ciebie jak na durnia, który jeszcze kiedyś się przekona jak smakuje prawdziwe życie. jaką ma gorycz i smak niespełnienia. oni to już znają i czekają aż i tobie powinie się noga, bo przecież nie możesz mieć lepiej. skoro ja zrezygnowałem z siebie to i ty musisz. bo razem łatwiej będzie nam znieść ból istnienia, niespełnione nadzieje i tylko czasami, bardzo rzadko pod wpływem jakiegoś filmu, zdania, sytuacji przypomni się nam o czym zawsze marzyliśmy. na chwilę uśmiechniemy się do naszej wyobraźni, by z większym hukiem wrócić na ziemię. do brutalnej rzeczywistości, w której coraz mniej miejsca na szczerość z samym sobą.

niedziela, 5 stycznia 2014

dzień piąty

leniwa niedziela. msza w kościele a potem zakupy w centrum handlowym. niby zaczęły się już wyprzedaże tylko jakoś dla mnie nie bardzo zauważalne. muszę jeszcze poczekać. może ceny pójdą w końcu w dół, może też ludzie nie wykupią wszystkiego co zostało. może jeszcze uda się coś sensownego upolować za rozsądne pieniądze. 
to chyba ostatnia niedziela w tym miesiącu, w której mogłam pozwolić sobie na leniuchowanie. następna będzie już w całości zapełniona czytaniem książek, notatek, kserówek itp. rzeczy potrzebnych do zaliczenia ćwiczeń i egzaminów. natłok wielu informacji, z niektórych pewnie nigdy nie skorzystam, ale są niezbędne by zdać ten semestr. życie studenta... jakże trudne do zniesienia w styczniu i czerwcu. 

sobota, 4 stycznia 2014

dzień czwarty...

nie mów, że życie jest łatwe. nie kłam też, że jest trudne.
każdy ma coś do przeżycia, a los stale się zmienia.
nie mów, że wszystko już wiesz. nie kłam, że prawdy nigdy nie poznasz.
bo wszystko jest złudne.
nie mów, że kiedyś kochałeś. nie kłam, że już nie kochasz.
miłość jest zawsze, choćby w wspomnieniach z wczoraj.
i nie mów, że wszystko przed tobą. nie kłam, że wszystko przeżyłeś.
bo nigdy się nie dowiesz, która godzina jest tą ostatnią.

piątek, 3 stycznia 2014

'Wie­rzyć to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma.'         
ksiądz Jan Twardowski


dzień trzeci
pierwszy piątek miesiąca...
spowiedź...
jest godzina 8 rano. ludzi niewielu. może godzina za wczesna. może zaraz po Nowym Roku, a może niewielu już chodzi.
bo tak trudno na chwilę przystanąć w tym całym pędzie życia. zatrzymać się. pomyśleć. dokąd zmierzam, jaki jestem, czy jeszcze kocham. człowiek zapytany czy wierzy w większości przypadków odpowie twierdząco, ale kiedy ostatni raz był w kościele - nie pamięta. jak często chodzi? w święta i inne nakazane uroczystości. tyle wystarczy żeby twierdzić, że się praktykuje.

ale spowiedź.. to już zbyt wiele. przed obcym człowiekiem obnażać swoje grzechy. tak trudno samemu przed sobą się do nich przyznać a co dopiero przed księdzem. często tłumaczymy sobie, że przecież on też grzeszy, więc po co mam jemu cokolwiek mówić, wmawiamy sobie 'przed śmiercią jeszcze zdążę'. i tak mijają kolejne miesiące, lata. już nawet nie pamiętamy jak formułka spowiedzi wygląda. bo po co, skoro i tak się nie przydaje. tak trudno się zatrzymać, zastanowić, a może najgorsze z tego wszystkiego jest postanowienie poprawy? stale te same grzechy, które nawet już polubiliśmy, z których nie chcemy rezygnować, więc po co o nich komuś mówić. znów trzeba by te same wymieniać, więc może lepiej przemilczeć. 



'Czyż nie jest dziwne, że ludzie tak chętnie walczą o religię, a tak niechętnie żyją zgodnie z jej przepisami.'       
Georg Christoph Lichtenberg

czwartek, 2 stycznia 2014

dzień drugi
przychodnia... multum siedzących ludzi. czekają wszyscy razem a jednak każdy osobno. z niecierpliwością wyczekują kiedy ich kolej. niektórzy już gdzieś spóźnieni, inni przyszli po prostu za wcześnie. na tej małej powierzchni korytarza jeden stoi, drugi siedzi. każdy tępo gdzieś wpatrzony tylko na chwilę wraca do rzeczywistości, by spojrzeć na zegarek. wskazówki przesuwają się bardzo powoli. praktycznie stoją w miejscu. a tu jeszcze tyle rzeczy nie zrobionych. w końcu ktoś wychodzi. na korytarzu wielkie poruszenie, a o teraz ja, o następny będę ja. jakoś wytrzymam te kolejne 15 minut, które i tak zleci zbyt wolno. znów wzrok tępo utkwiony albo w ścianę, albo w telefon.

o jak dobrze, że wymyślono telefony. co by człowiek bez nich robił. a w poczekalni to ja naprawdę nie wiem. nieważne jaki jest to telefon. czy super najnowocześniejszy model, czy stary jeszcze z klawiszami. nieważne, każdy się nada. zawsze można wejść do Internetu, na chwilę zmienić te nudne oczekiwanie w niewyobrażalną przygodę po różnych stronach, mniej lub bardziej ambitnych. byle się nie dłużyło, byle czas szybciej leciał. ten kto nie ma Internetu zawsze może poczytać dziesiąty raz te same smsy, a gdy już tak kolejny raz tego samego dnia je czyta to w końcu zmienia swoje zainteresowania i zaczyna kasować. byle coś robić. nie patrzeć na ludzi, nie rozmawiać z nimi. udawać bardzo zajętą osobę. bo przecież nie znamy się, więc o czym tu gadać. widzimy się pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz, więc co tak naprawdę mnie obchodzi jak mija ci dzień, tydzień, jakie masz problemy,  czy radości. a przecież tak wielu ciekawych rzeczy można by się dowiedzieć. czasem nawet więcej niż z Internetu. ale po co? przecież wirtualny, często wymyślony świat jest dużo ciekawszy od przeciętnego człowieka. czasami tylko z grzeczności odpowiemy na pytanie 'kto ostatni w kolejce' i na tym koniec rozmowy. po co się wysilać. nie można zbyt wiele zainteresowania okazać drugiemu. bo to nie wypada, bo jest zbyt dziwne. i tylko w Nowy Rok albo po innych imprezach gdy obcy sobie ludzie jadą tym samym autobusem czy innym środkiem lokomocji potrafią rozmawiać, śmiać się, żartować. dobrze się bawić wśród innych, nieznajomych sobie osób. na co dzień jest to bardzo trudne, takie nieludzkie.

środa, 1 stycznia 2014

''Każdy nowy rok jest szansą by coś zacząć na nowo. Podobnie jak każdy miesiąc, każdy dzień, każda godzina, sekunda. Każda chwila. Tylko gdy zmienia się ta ostatnia cyfra przy pełnej dacie... Jest jakoś łatwiej. Łatwiej wziąć za siebie.''

1 stycznia, początek Nowego Roku, początek nowych 12 miesięcy, 365 dni. Od dziś przez ten cały Nowy Rok zaczynam pisać nową księgę. księgę własnego życia. właśnie tutaj przewracam pierwszą stronę. i może tak próbny wstęp, próbny spis treści - weryfikowany każdego kolejnego dnia przez samo życie. mam nadzieję, że ten rok zaskoczy mnie czymś bardzo pozytywnym, nowymi wyzwaniami, możliwościami, nowymi nieprzetartymi drogami. i ogromnym szczęściem. wczoraj każdy mi tego życzył, dziś chcę wierzyć, że to się spełni. ponoć wiara czyni cuda. więc niech każdy dzień będzie wyzwaniem, każdy przyniesie uśmiech. chcę pod koniec tego roku mieć wiele miłych, niezapomnianych wspomnień. a spis treści? wyjazd do innego miasta na pół roku. pierwszy tak długi wyjazd na inną uczelnię, do nowych ludzi. po prostu w nieznane. może nowa praca. nowi znajomi. nowe miejsca do odkrycia. wszystko nieodgadnione. 

dzisiaj pierwszy dzień - strona 1 z 365 
obudziłam się w nie swoim mieszkaniu, w nie swoim łóżku, ale ze swoim chłopakiem. zdziwiona, że już trzeba wstawać, bo najchętniej przespałabym cały dzień. zmęczona wspaniałym Sylwestrem. 
w głowie poza nadzieją na lepsze nowe, tli się jeszcze trochę wspomnień z poprzedniego roku i sprzed kilku lat. niektóre bardziej wyblakłe, inne wciąż żywe. taki krótki rachunek - zysków i strat. chwila refleksji, chwila tęsknoty i ta niepewność co dalej. zagadka rozwiąże się za niespełna 365 dni, bo przecież komu się spieszy. każdy dzień, miesiąc będą odkrywały jej fragment, jakąś część, ale przecież istnieją także zwroty akcji, więc na stałe nie ma się zbytnio do czego przyzwyczajać.  

postanowienia noworoczne: być w tym roku nieprzyzwoicie szczęśliwą, wbrew wszystkiemu i wszystkim. każdego dnia odkrywać coś nowego. żyć pełnią życia. nie żałować, że czegoś nie zrobiłam. zobaczyć wschód słońca nad morzem. stanąć nogą na Moście Karola. spojrzeć ze szczytu góry. przeczytać 15 nowych książek. nie poddawać się, nie iść z życiem na kompromisy, brać to co najlepsze. realizować cele. uszczęśliwiać innych. 

i to nieodparte przeczucie, że nic już nie będzie takie same.